Wizje Apokalipsy są różne. Zaraza, Głód, Wojna. A jeżeli powodem końca świata, jaki znamy, będzie nie tyle czwarty z jeźdźców – Śmierć, a konsekwencja bałaganiarstwa ludzkości, czyli Śmieci? No Place like Home, mimo kreskówkowej grafiki, słodkiej kolorystyki i całej tej uroczej otoczki, pełnej sympatycznych kurczaków, skłania nas do zastanowienia się nad mniej przyjemnymi kwestiami.
Łatwiej uciec niż posprzątać
Tłem dla naszej opowieści jest historyczne wręcz wydarzenie. Ludzkość opuszcza swą mateczkę Ziemię, by skolonizować Marsa. Sęk w tym, iż powodem tego jest porażający stopień zaśmiecenia naszej planety, uniemożliwiający dalsze na niej funkcjonowanie. Garstka nielicznych, na zgliszczach cywilizacji, porządkując góry porzuconych śmieci, stara się odbudować swoje otoczenie na tyle, na ile to możliwe, chcąc posprzątać bałagan, jaki ludzkość po sobie pozostawia. Wśród nich jest dziadek Ellen, Newland. Młoda dziewczyna, pragnąc ostatni raz spotkać się i pożegnać ze staruszkiem, udaje się na jego farmę. Znajduje ją jednak w opłakanym stanie, na dodatek opuszczoną. Po ukochanym dziadku ślad zaginął.
Wyposażona w swój plecako-odkurzacz postanawia uporządkować i odbudować farmę, oraz odnaleźć zagubionego członka rodziny. Aby tego dokonać, musi wykonywać różne, czasem surrealne, zadania związane z gospodarstwem, uprawą warzyw i owoców, hodowlą zwierząt gospodarczych, zbieraniem i recyklingiem piętrzących się wszędzie wokół śmieci oraz… walką ze zbuntowanymi maszynami! Przy okazji będzie miała okazję do poznania mieszkańców okolicznych ziem, którzy w ramach podzięki za pomoc, rzucą trochę światła na tajemnicę zaginięcia jej dziadka. Być może zrozumie też, dlaczego niektórzy postanowili zostać na swej ojczystej planecie.
Natura jest naga, więc ludzie postanowili przykryć ją śmieciami.
Technicznie rzecz biorąc, No Place like Home to wyprodukowana przez Chicken Launcher, a wydana przez Realm Distribution, relaksująca gra symulacyjna z motywem farmy. Dzięki kamerze oraz narracji trzecioosobowej łatwiej jest zaplanować nasze działania i wygląd posiadłości oraz nie pogubić się w labiryntach piętrzących się wszędzie gór śmieci. I choć zdewastowane, zaśmiecone otoczenie powinno być szare, brudne i zwyczajnie… brzydkie, kolorowa grafika z ciekawą grą świateł, utrzymana w komiksowej czy wręcz bajkowej stylistyce, cechująca się miękkimi liniami i przejściami między intensywnymi barwami sprawia, iż z przyjemnością patrzy się na stworzony w grze świat. Zwłaszcza na te oczyszczone już przez nas fragmenty.
Magia bezludnego miasta. „Ghostwire: Tokyo” – recenzja gry
Jest to ten typ rozgrywki, który znajdzie swoich fanów zarówno wśród młodszych, jak i nieco starszych odbiorców. Pozwoli odetchnąć, zrelaksować się i wyciszyć, ale jednocześnie skłania do refleksji, kieruje nasze myśli w stronę poważnych tematów, jakimi są ekologia, recykling i zanieczyszczenie środowiska. No Place like Home jest trochę jak zapakowany w uroczy, kolorowy i lśniący papierek cukierek, który okazuje się być orzeźwiającą, czy wręcz otrzeźwiającą, miętuską.
Koniec jest bliski?
Świat przedstawiony w grze to, póki co, mało optymistyczna fantastyka, jedynie wizja jej twórców. Jednak kończąc rozgrywkę i wychodząc z domu, z niepokojem rozglądam się wkoło, widząc niezauważane przez przechodniów śmieci. Mam wrażenie, że większość z nas przywykła już do ich widoku, traktując jako, o zgrozo, naturalny element miejskiego krajobrazu. Ze wstydem przyznaję, iż często sama byłam jedną z tej większości. Jednak po kilku godzinach spędzonych w No Place like Home mam ochotę zatrzymać się przy każdej porzuconej butelce lub papierku i wyrzucić je w odpowiednie miejsce.
Myślę, że taka reakcja świadczy o rewelacyjnie wykonanym przez twórców gry zadaniu stworzenia pozornie lekkiej, uroczej i relaksującej rozrywki, która zasiewa w naszych umysłach myśl – czy chcę takiej przyszłości dla mojej planety? Czy chcę w ten sposób przyczynić się do końca świata? Myśli te pozostają z nami na długo po zakończeniu rozgrywki. Skrywają się, by przypomnieć o sobie cicho, nienachalnie, gdzieś z tyłu głowy, za każdym razem, gdy widzimy rozrzucone śmieci. I uważam, że już za samo to twórcom należą się słowa uznania.
No Place like Home jednak nie zawsze jest idealne, a postać słodkiej Ellen czasem nam utyka na niewidzialnym kamieniu, czasem się zatnie i nie chce się ruszyć lub nie trafia wodą w grządki tak, jakbyśmy tego chcieli. Mimo wszystko poziom irytacji, jaki wówczas w nas rośnie, nie jest na tyle duży i rażący, by odbierał nam radość płynącą ze spędzonego na grze czasu.
Produkcja zdecydowanie zasługuje na uwagę. Polecam ją z czystym sumieniem, myślę wręcz, iż to rewelacyjna rozrywka dla młodszych graczy, będzie bowiem nie tylko świetną zabawą, ale i pobudzającą do myślenia i uczącą szacunku do przyrody lekcją. Ci nieco starsi, którzy skuszą się na nią, z pewnością docenią jej relaksacyjne działanie pozwalające odpocząć po ciężarach dnia codziennego, a być może również zmienią nieco swoje podejście do tematu ekologii.
urokliwa grafika
przemyślany wykreowany świat
ciekawe lokacje
ważna tematyka poruszona w umiejętny sposób
edukacja przez zabawę
gra dla osób w (bardzo) różnym wieku
irytująca mechanika działka wodnego
niekiedy zacinająca się postać Ellen