Nowy poziom rozgrywki. „Wildcard” – recenzja książki

-

Autorzy książek nie posiadają wprawdzie maszyn, dzięki którym mogliby podróżować w czasie, jednak dysponują czymś równie niesamowitym – wyobraźnią. A ta nie zna granic. Pisarze wymyślają niezwykłe światy z nietuzinkowymi bohaterami; akcja niektórych powieści ich pióra rozgrywa się w zamierzchłych czasach, o których wspomina się w kronikach czy różnych podaniach, innych w znanej nam rzeczywistości, a kolejnych w bliższej lub dalszej przyszłości. Twórcy opowieści osadzonych w tych ostatnich realiach nie mają łatwego orzechu do zgryzienia, nieczęsto ich scenariusze nie przekonują czytelników – są za bardzo udziwnione albo nierealne.

Marie Lu nie boi się wyzwań. Sięga po znane motywy, co niektórzy mogą uznać za pójście na skróty, jednak dostosowuje je do swoich wizji i zmienia tak, by pasowały do przygotowanego scenariusza. Bardzo dobrze widać to na przykładzie jednej z jej nowszych pozycji – książce Warcross. Pisarka przedstawia swoim odbiorcom świat, w którym ważnym aspektem rzeczywistości jest niezwykle rozwinięta technologia. Dzięki neurołączu ludzie kontaktują się ze sobą nawzajem, robią zakupy, podróżują do innych krajów, a także uczestniczą w najpopularniejszych rozgrywkach na ziemskim globie – tytułowym Warcrossie.

>> Polecamy: „Warcross” Marie Lu – recenzja książki<<

Pierwsza część dylogii autorki stanowiła wprowadzenie do stworzonej przez nią literackiej rzeczywistości. Poznaliśmy głównych bohaterów opowieści, zarys fabuły oraz przeciwności, z jakimi będą się mierzyć protagoniści. Marie sporo miejsca poświęciła również kwestii znaczenia tak zaawansowanej technologii. Jednak Warcross to dopiero przedsmak, to Wildcard okazał się tym lepszym tomem. Dlaczego?

Wybory

Emika Chen znalazła się w patowej sytuacji. Mężczyzna, do którego coś poczuła, zawiódł jej zaufanie. Zdecydował się na bardzo niebezpieczny i niehumanitarny krok – dzięki odpowiedniemu algorytmowi sprawił, że osoby używające najnowszej wersji soczewek kontaktowych Henka Games zostały zainfekowane. Hideo może mieć wgląd w ich myśli oraz potrafi zmusić je do robienia różnych rzeczy. Teoretycznie wynalazca stworzył algorytm, by wykrzewić ze świata przestępczość, dzięki niemu niebezpieczni bandyci sami oddają się w ręce przedstawicieli władz. Jednak Emika nie może pogodzić  się z tym, że jej ukochany kieruje innymi osobami i decyduje za nie. Dodatkowo na jaw wychodzi fakt, iż niektórzy użytkownicy soczewek popełniają samobójstwo.

Dziewczyna jest zdeterminowana, by zniszczyć wynalazek Hideo. Wie jednak, że w pojedynkę niewiele osiągnie, dlatego łączy swoje siły z wrogiem ukochanego – Zero. Sprawę komplikuje jeszcze jedna rzecz – okazuje się, iż jej nowy sprzymierzeniec to zaginiony brat Hideo, Sasuke. Starszy Tanaka nie wie, że członek jego rodziny nadal żyje. Chen zdaje sobie sprawę z tego, iż musi mu o tym jakoś powiedzieć. Do czego to doprowadzi?

Konflikty i technologia

Jak pisałam wyżej, Warcross okazał się przystawką przed literacką ucztą w postaci drugiego tomu cyklu – Wildcard.

W kontynuacji wydarzenia pędzą z zawrotną prędkością. Czytelnik już wie, czego dopuścił się Hideo, poznał także prawdę o Zero. Teraz ciekawi go to, jak zareaguje wynalazca neurołącza na wieść, że jego zaginiony brat żyje. Lu z wielką precyzją i starannością przedstawia nam historię Sasuke, pokazuje, jak potoczyły się losy chłopca przez tych kilka lat. Odbiorca już wcześniej podejrzewał, że młody Tanaka odegra w opowieści Marie sporą rolę, nie spodziewał się jednak, iż autorka tak ciekawie poprowadzi jego wątek.

Zero to bardzo skomplikowana postać. Jego historia okazuje się niezwykle przejmująca i wywołuje w czytelniku przeróżne emocje. Sama Emika nie wie, co sądzić o rewelacjach, jakie odkrywa. Przy okazji wątku Sasuke pojawia się kolejny emocjonujący twist, jaki wywraca wszystko do góry nogami.

Stopniowo, krok po kroku, światło dziennie ujrzy wiele skrzętnie skrywanych tajemnic. Wątki zaczną się ze sobą splatać aż dojdziemy do emocjonującego finału, który wiele zmieni w rozgrywce, w jakiej uczestniczą bohaterowie. Zakończenie udzieli odpowiedzi na mnóstwo pytań, czytelnik poczuje się zaś usatysfakcjonowanym rozwiązaniem przyjętym przez Marie.

Wildcard to powieść, w której tempo akcji nie zwalnia nawet na sekundę. Marie co chwilę podkręca je kolejnymi rozwiązaniami fabularnymi, aż do końca trzyma czytelników w napięciu. Rzadko kiedy okazuje się, że drugi tom jest lepszy niż pierwszy, w tym przypadku kontynuacja Warcrossa wciąga o wiele bardziej niż początek historii.

Podsumowanie

Lu stawia na fabularne twisty, niespodziewane rozwiązania fabularne i słodko-gorzkie zakończenie. Nie można jednak zapominać o jeszcze jednym bohaterze książki – technologii. O ile w pierwszej części to czytelnik musiał podjąć decyzję, czy wizja świata Marie, gdzie wynalazki są tak bardzo zaawansowane, jawi się jako coś niesamowitego czy przerażającego, o tyle w drugiej sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. W kontynuacji cyklu pisarka rezygnuje z odcieni szarości, maluje przed odbiorcami dość pesymistyczny i straszny obraz społeczeństwa, w jakim technologia stała się bronią.

Wildcard to książka łącząca ze sobą elementy charakterystyczne dla pozycji sensacyjnych, thrillerów i powieści science fiction. To przerażający, nietuzinkowy i dający do myślenia utwór, w którym nic nie jest takim, jakie się wydaje.

Popbookownik objął nad pozycją swój patronat

Nowy poziom rozgrywki. „Wildcard” – recenzja książkiTytuł: Wildcard

Autor: Marie Lu

Wydawnictwo: Młodzieżówka

Ilość stron: 430

ISBN: 9788365830951

Tłumaczenie: Goździkowski Andrzej

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Czasami, choć bardzo rzadko, drugi tom serii okazuje się lepszy niż pierwszy. W tym przypadku tak właśnie było.
Popbookownik
Popbookownik
Britney była królową popu, a my jesteśmy królowymi i królami popkultury. Nowa recenzja, artykuł czy świeży news? Ups! Zrobiliśmy to znowu! Nie mamy swojego Timberlake’a, ale za to możemy pochwalić się tekstami, które są równie atrakcyjne.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Czasami, choć bardzo rzadko, drugi tom serii okazuje się lepszy niż pierwszy. W tym przypadku tak właśnie było. Nowy poziom rozgrywki. „Wildcard” – recenzja książki