W zabójczej sieci. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 5. tomu mangi

-

Przyszedł czas na żmudną, niebezpieczną, często kończącą się śmiercią pracę Zabójcy Demonów. Poszukiwania Kibutsujiego, jedyna nadzieja na uratowanie Nezuko, na razie muszą poczekać. Misja, na którą zwierzchnicy wysłali Tanjirou i spółkę okazała się trudniejsza niż początkowo można było przypuszczać. Pytanie tylko, czy uda im się wyjść z lasu w jednym kawałku.
Gorzej niż źle

Gdy odkładaliśmy czwarty tom, Zenitsu powoli zmieniał się w pająka pod wpływem trucizny wydzielanej przez „ojca” dziwacznej, pajęczej rodziny. Tego samego, z którym walkę podjęli Tanjirou i Inouske, po raz pierwszy współpracując z sobą w jakikolwiek sposób. I niestety pokonanie demona nie idzie im zbyt sprawnie – nie dość, że ma niesamowicie twarde, niemożliwe do przecięcia żadną technika ciało, to jeszcze okazał się straszliwie silny. W pewnym momencie starcia, „ojciec” odrzuca daleko Tanjirou, tym samym rozdzielając swoich przeciwników. Próbując wrócić do kolegi, młody Zabójca Demonów natrafia na kłócące się „rodzeństwo” – i wpada w o wiele większe kłopoty. I to takie, których bez pomocy kogoś silniejszego, nie miałby szansy przetrwać. Na jego drodze stanął bowiem nikt inny, jak przedstawiciel Dwunastu Księżyców, posiadający niską, piątą rangę Rui. Główna istota stojąca za tą leśną rzezią oraz najgroźniejszy przeciwnik, z jakim dotychczas musiał zmierzyć się Tanjirou. Na szczęście dla niego, posiłki są już w drodze – i to nie byle jakie.

Pierwsze porażki

Gdy przeglądamy piąty tom Miecza zabójcy demonów już nie mamy najmniejszej wątpliwości, że to komiks ukazujący się na łamach „Shōnen Jumpa”. Cały właściwie koncentruje się na starciu z pajęczą rodziną, a przede wszystkim: z Ruim. Inosuke i Tanjirou stają do walki ze znacząco silniejszymi od siebie demonami, zmuszając ich po serii wygranych pojedynków – okupionych ranami, ale wciąż bez wątpienia zakończonych sukcesami – do przeanalizowania swojego miejsca w szeregach Zabójców Demonów. W końcu obaj ledwie stali się częścią tej organizacji i zgodnie z logiką większości tego typu opowieści, pod względem przygotowania do wypełniania misji znajdują się na samym dole drabiny. Dopiero zaczynają swoją wędrówkę w górę, zdobywając umiejętności oraz siłę, mającą pozwolić im wygrać z największym wrogiem ludzkości: pierwszym demonem, Muzenem Kibutsujim. Przynajmniej przez kolejne osiemnaście tomów, gdyż tyle zostało ich do końca serii.

Jeszcze jedna cecha sprawia, że bez większego problemu rozpoznamy, do kogo swoją mangę kieruje Koyoharu Gotouge – główny akcent wszystkich zwartych w tym tomie rozdziałów, wciąż stosunkowo krótkich, położony został na walkę. Poza kilkoma naprawdę krótkimi przerywnikami, nie znajdziemy tu właściwie żadnych innych scen. Wciąż jednak są one przyjemnie nieprzeciągnięte, jak to mangi z „Jumpa” potrafią i, jeśli opierać się na liczbie tomów, w których zamyka się Miecz zabójcy demonów, możemy liczyć na to, że mangaka raczej w tej kwestii nie będzie zbytnio szaleć. Z drugiej strony, dobrze w końcu przeczytać dłuższą sekwencję pojedynków, móc podejrzeć, jak Gotouge wyobraża sobie działanie Zabójców: czy tylko jako indywidualnych wysłanników, czy też może oddziały zdolne do współpracy, choćby nawet w ograniczonym zakresie. To kolejna cegiełka, która buduje nasz ogląd świata przedstawionego, rządzących nim mechanizmów, a także roli, jaką odgrywają w nim demony. Pozostaje mieć nadzieję, że następne tomy dołożą kolejnych informacji.

Pojedynki na miecze, pojedynki na wolę

Ponieważ główną osią omawianego tu tomu są pojedynki okraszone jedynie kilkoma informacjami, trudno powiedzieć cokolwiek o rozwoju samej fabuły. Piąta część domyka starcie z Ruim, w trakcie którego Tanjirou odkryje w pamięci wspomnienie, jakie nie tylko pomoże mu nie zginąć, ale również otworzy drogę ku nowym, niespodziewanym technikom walki, a to wskaże kierunek możliwego rozwoju tego głównego bohatera na obranej przez siebie, niezwykle trudnej drodze.

Ze względu na charakter tej części, pozostaje ocenić kolejną odsłonę Miecza zabójcy demonów na podstawie dynamiki scen – skondensowanych, klarownych, łatwych do śledzenia – oraz przeprowadzenia samego starcia – trudnego, wreszcie pokazującego prawdziwy poziom Tanjirou w stosunku do starszych stażem Zabójców. A te wypadają porządnie, choć bez większych fajerwerków, ale za to odpowiednio prowadzące narrację.

Pozostałe recenzje tej serii:

W zabójczej sieci. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 5. tomu mangi

 

Tytuł: Kimetsu no yaiba. Miecz zabójcy demonów

Autor: Koyoharu Gotouge

Wydawnictwo: Waneko

ISBN: 978-83-8096-810-3

 

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Piąty tom domyka rozpoczęty w poprzedniej części wątek starcia z pajęczymi demonami. Pokazuje wreszcie prawdziwy poziom umiejętności Tanjirou w stosunku do przeciwników, na których porywa się ze swoim mieczem. Wskazuje również kierunek możliwego rozwoju głównego bohatera w kolejnych tomach.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Piąty tom domyka rozpoczęty w poprzedniej części wątek starcia z pajęczymi demonami. Pokazuje wreszcie prawdziwy poziom umiejętności Tanjirou w stosunku do przeciwników, na których porywa się ze swoim mieczem. Wskazuje również kierunek możliwego rozwoju głównego bohatera w kolejnych tomach.W zabójczej sieci. „Miecz zabójcy demonów” – recenzja 5. tomu mangi