Kiedyś już pisałam, że nie ufam autorom, którzy rocznie wypuszczają na rynek po kilka książek. Michał Gołkowski to taki Remigiusz Mróz polskiej fantastyki, wypluwający z siebie co roku ze trzy publikacje, czasem nawet każdą z innej serii, bo wiadomo – serie lepiej się sprzedają. I ja nie piszę tego złośliwie, też chciałabym, żeby stać mnie było na kupowanie kilku kostek masła w tygodniu, ale niestety jestem tylko smutnym grafikiem. Uprzedzam też, że w tekście znajdą się spojlery, bo inaczej po prostu się nie da.
Ktoś tu zasnął
I nie piszę o sobie, chociaż fabuła nie jest porywająca, ale o korektorach tekstu. Choć w głębi duszy mam nadzieję, że to tylko przypadłość wersji cyfrowej, a druk nie jest nadziany tyloma literówkami i błędami gramatycznymi. Odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że Matka Boska Korektorska była na wakacjach, bo tu się wydarzają takie cuda, jak “szedł przez ruiny miasta, nie czując dokładnie nic”, “Zakarnasz pisnął, chciał sięgnął do sakwy…” czy “Przeleciał jej palcami po jej żebrach tam, gdzie wiedział już, że miała łaskotki” i zanim mi ktoś zarzuci, że się czepiam słówek — tak, robię to. Z premedytacją. Bo potem Gołkowski raczy nas też płóciennym (sic!) pancerzem i dialogiem:
“- Ja ciebie też – powiedział po prostu on”.
Czy dział korekty zasnął? Prawdopodobnie. Czy jej się dziwię? Ani trochę.
Panie, gdzie to ma akcję?
Dobra, Spiżowy gniew okłamał mnie okładką, co jestem w stanie zrozumieć, bo ja naiwna i łatwowierna i zawsze dam się nabrać. Liczyłam na jakieś fantasy okołowikińskie, jakiś barbarzyńców o długich włosach, a dostałam trochę Grecję trochę Babilonię. I w sumie to było miłe zaskoczenie, ciekawa odmiana, bo jednak po Gołkowskim spodziewałam się czegoś innego. Moje pierwsze spotkanie z jego książkami nie należało do najprzyjemniejszych, gdyż Komornik zmęczył mnie okrutnie formą i głównym bohaterem.
Nie chcę tu stawiać diagnoz, ale wydaje mi się, że Gołkowski świetnie buduje światy, research jest tu na wysokim poziomie, ale wszystko inne kuleje.
Spiżowy rozkręca się tak długo, że właściwie wcale. Przez pierwszą połowę książki nie dzieje się w sumie nic, ludzie chodzą, pływają statkami, rozmawiają, ktoś tam ginie, ktoś ucieka, ale tak w sumie to akcja stoi w miejscu. Nie ma w ogóle poczucia gry o większą stawkę, a sam główny bohater jest tak enigmatyczny, że aż nudny.
Z jednej strony domyślamy się, że Zahred to ktoś więcej niż zwykły żołnierz, ale Bogiem a prawdą, wszystko o tej książce znajduje się w synopsisie na tyle fizycznego wydania.
Śpij, kochanie, śpij
To nie rodzaj fantastyki dla kogoś, kto przeczytał więcej niż jedną książkę z tego gatunku. Tu wszystko jest sztampowe i przewidywalne do bólu. Rozkapryszona księżniczka, marudny książe, stary cesarz, co chce dla każdego dobrze, Odwieczny Konflikt Między Krainami, niezbyt bystry skryba i tajemniczy przybysz. No mdło i nijako.
Dodatkowo rozkapryszona księżniczka czasem zapomina, że jest rozkapryszona i nagle okazuje się, iż świetnie strzela z łuku i deus ex machina to jej drugie imię, marudny książę przestaje być sobą i bywa milutkim pluszowym misiem, a skryba, pomimo spędzenie połowy życie w bibliotekach, nie pamięta podstawowych informacji, ale od czego jest ekspozycja w postaci nikomu niepotrzebnego dialogu.
Odkładałam tę książkę kilkukrotnie, po prostu nie mogłam przebrnąć przez tony nic nieznaczących rozmów i opisów.
Śmierć jednego z bohaterów nie wywołuje w ogóle emocji, bo nie dostajemy żadnego podbudowania. Z jednej strony autor usilnie próbuje nas zmusić do polubienia Zakarnasza, ale z drugiej robi wszystko, żeby ta postać była irytująca i właściwie nic nie wnosząca. Czy gdyby usunąć go z początku powieści, cokolwiek by się zmieniło? No nie bardzo.
Zamach na cesarza też nie był w stanie mnie jakoś dłużej zainteresować, bo po prostu nie miałam szans przejąć się którymkolwiek z bohaterów, albo chociaż odrobinę polubić. O kibicowaniu nie było nawet mowy.
I pewnie zaraz ktoś napisze, że “Hej! W kolejnych tomach się rozkręca”, ale mnie to w ogóle nie interesuje. Czytam pierwszą część po to, żeby mnie zainteresował, bo pewnie wtedy sięgnę po następne, ale nie mam zamiaru tracić czasu, by ewentualnie może jednak będzie fajnie. Niestety, ale Spiżowy gniew absolutnie nie zachęca do czytania po kolejnej książki z tej serii i podziwiam, że aż tylu fanów czeka na nowe historie o Zahredzie.
Czapki z głów, panie Michale, bo udało się panu stworzyć nieciekawą opowieść, która ma aż tylu fanów.
Więcej fantastycznych powieści znajdziecie TUTAJ.
Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.
Tytuł: Spiżowy gniew
Autor: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Fabryka Słów
Rozmiar pliku: 3.1 MB
ISBN: 978-83-7964-323-3
1Cytaty pochodzą z książki Spiżowy gniew Michała Gołkowskiego