Historie o wampirach zmieniają się wraz z gustami kolejnych pokoleń i odbiorców. Pan Higgins wraca do domu to rzeczywiście powrót – do dawnych wzorców opowieści wampirycznej rodem z lat 50.–70.
Dawno, dawno temu… W małej wiosce gdzieś między Karpatami a Morzem Czarnym…
Profesor Meinhardt i jego pomocnik Knox wybrali się w te zapomniane przez Boga rejony, aby zabawić się w nieustraszonych pogromców wampirów (sic!) i zmierzyć się z niejakim hrabią Golgą. Zbliża się noc Walpurgii, hrabia ma na nią inne plany, niż dać się przebić kołkiem, toteż wpada na chytry pomysł i zaprasza łowców w gościnę. Przecież nie odmówią? W końcu to jedyna okazja, aby zobaczyć, jak raz do roku nieumarli imprezują i odnawiają swe przymierze z szatanem!
Igrać z klasyką
Mike Mignola przyznaje bez ogródek: komiks był inspirowany wprost starymi hammerowskimi produkcjami (takie jak Dracula, Narzeczona Draculi, Złowieszcze bliźniaczki i inne) oraz Nieustraszonymi pogromcami wampirów Romana Polańskiego. I te inspiracje czuć właściwie na każdym kroku: mamy złowieszczy zamek w Karpatach, złego hrabiego i jego sługę, nie do końca rozgarniętych łowców nieumarłych, wspaniały bal czy wreszcie piękną dziewicę zamienioną w ssącego krew demona.
Kim zaś jest tytułowy pan Higgins? To ciekawa postać: nieborak, który już kiedyś zabłądził do zamku Golgów i odtąd rzekomo postradał zmysły. Podobno miewa napady szału i agresji, lecz trudno w to uwierzyć, bo jak twierdzi jedna z opiekujących się nim sióstr: To taki kochany człowiek. I taki smutny. Pan Higgins zgadza się pojechać na zamek wraz z profesorem i jego pomocnikiem w roli, powiedzmy, przewodnika.
Pan Higgins wraca do domu absolutnie nie jest pod żadnym względem komiksem odkrywczym. To raczej okazja do zanurzenia się w przyjemnie znajomą, klasyczną historię, choć opowiedzianą z przymrużeniem oka i wyraźnym dystansem. Ot, ktoś po prostu zna gatunek na tyle dobrze, aby wiernie go odtworzyć, lecz jednocześnie nie traktować sprawy przesadnie serio. Stąd także rys pewnej kiczowatości nie jest rażący – staje się elementem parodystycznej konwencji.
Wszystko to nie oznacza, że fabuła daje się całkowicie przewidzieć. Choć komiks Mignoli i Johnsona-Cadwella wykorzystuje typowe miejsca i postaci, znalazło się w nim miejsce dla kilku interesujących zwrotów akcji. Najbardziej tajemniczą osobą okazuje się, koniec końców, ów niepozorny pan Higgins…
Groteska, krew i sentyment
Komiks doczekał się pięknego wydania. Choć niegruby, to w twardej, matowej oprawie i na dobrym jakościowo papierze. Szczególną uwagę zwracają rysunki Johnsona-Cadwella: groteskowe, o niespokojnej kresce; niektóre kadry przeczą prawom perspektywy i geometrii. Do tego dochodzi wyrazista paleta barw i takie ozdobniki, jak ilustracja podejrzanej karawany w górzystych Karpatach na wyklejce.
Miło się sięga po takie świadome realizacje gatunku, gdzie treść, rysunek i humorystyczna atmosfera współgrają ze sobą. Pan Higgins wrócił do domu – i ja też przez chwilę poczułam się, jakbym w jakimś sensie wróciła do domu. Podróż tyleż pełna krwi, co sentymentu.
Tytuł: Pan Higgins wraca do domu
Autorzy: Mike Mignola, Warwick Johnson-Cadwell
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Liczba stron: 56
ISBN: 978-83-8110-406-7