Kolejne wakacyjne czytadło? „Proś o wybaczenie” – recenzja książki

-

Kryminały to aktualnie najpoczytniejszy gatunek literacki, ale z racji tego, że wydawanych jest ich teraz coraz więcej, strasznie ciężko zaskoczyć czytelnika czymś nowym i świeżym. Melinda Leigh wpadła na pomysł przebranżowienia swojej głównej bohaterki z prokurator na obrończyni a jej partnera z policjanta na prywatnego detektywa. Czy to wniosło powiew świeżości i otworzyło autorce drogę do sukcesu?

Proś o wybaczenie to bardzo prosto i banalnie skonstruowany kryminał. Nie ma tu wielkich zaskoczeń i zwrotów akcji. Dziadkowie młodej dziewczyny, Tessy, zgłaszają Morgan Dane jej zaginięcie. Niedługo po tym Morgan wraz z detektywem Lance’em odnajdują zmasakrowane zwłoki w lesie. Podejrzenia padają na Nicka – chłopaka Tessy, sąsiada Morgan. W małym miasteczku wieści szybko się roznoszą, więc od razu wszyscy uznają go za winnego – z wyjątkiem (nie zgadniecie) Morgan. Kobieta postanawia zaprzepaścić swoją karierę i jako jedyna staje po stronie Nicka, pracując pro bono.

Co poszło nie tak?

Warstwa obyczajowa za mocno przysłania całe śledztwo, które posuwa się niesamowicie wolno przez niepotrzebne scenu. Morgan jest matką trójki dzieci,  dwa lata wcześniej straciła męża – i wcale nie przeszkadza jej to we flirtowaniu z Lance’em, który przez całą książkę ma problem ze zdecydowaniem, czy bardziej pragnie być z Morgan, czy może rzeczywiście nie powinien pakować się w żaden związek, mając na głowie chorą psychicznie matkę. O ile kreacja bohaterów jest poprawna, a mają oni więcej niż dwie cechy charakteru i nie są jedynie imionami na papierze, o tyle obdarzenie ich obojga bolesną przeszłością  jest już przereklamowane i więcej niż naciągane. Zupełnie jakby autorka już na starcie nie chciała ich połączyć i za wszelką cenę szukała pretekstu – nawet jeśli miałby być idiotyczny (a jest). I chociaż Morgan i Lance pasują do siebie, to ich wątek romantyczny był przez większość lektury zupełnie niepotrzebny i za mocno wysuwał się na przód.

Proś o wybaczenie jest pozycją bardzo nierówną. Pierwsze strony są intrygujące, ale to wciąż za mało, bo wprowadzanie w świat przedstawiony i sprawę zajmuje zbyt dużo czasu i ciągnie się. Cała środkowa część, która powinna być najciekawsza, czyli szukanie wskazówek, podążanie ich tropem i poszukanie mordercy, jest zwyczajnie przegadana. Była nudna i dłużyła się niemiłosiernie. Tylko po to, by na końcu, według zamysłu autorki, zaskoczyć czytelnika rozwiązaniem. Niestety, bardzo szybko odkryłam, kto jest zabójcą, a akcja z ostatnich stron była tak przeładowana wydarzeniami, że spokojnie wystarczyłoby, gdyby ją rozłożyć na całą powieść, a nie ograniczać do końcowych rozdziałów.

Ale to już było…

Na plusa zdecydowanie zasługuje motyw z przebranżowieniem – nie zdarza się to często w kryminałach, jednak nie jest na tyle wystarczające, by przysłonić wrażenie, że to kolejna taka sama i niewyróżniająca się książka jak setki innych. Bo właściwie wszystko, co daje nam Leigh, już gdzieś było, i to nie raz, nie dwa. Romans między partnerami – odhaczone. Zły glina na wysokim stanowisku i dobry glina będący świetnym i wyrozumiałym szefem – obecni. Brutalna zbrodnia, od której bohaterom robi się niedobrze – również jest. Małe, zacofane miasteczko, którego mieszkańcy wyrabiają sobie zdanie na temat wszystkiego i nie mają zamiaru go zmieniać – odhaczone. Mnóstwo podejrzanie zachowujących się ludzi – dodane. Aż chce się krzyknąć: „Odgrzewane kotlety!”.

Melinda Leigh ma lekki, przyjemny styl, który sprawia, że Proś o wybaczenie jest bardziej atrakcyjne, a przede wszystkim idealnie nadaje się jako wakacyjne czytadło na plażę – bo niewiele wymaga od czytelnika, a po wszystkim śmiało można zapomnieć, o czym w ogóle było. Przez nierówne prowadzenie akcji odnosiłam wrażenie, że czytam tę książkę dobry miesiąc, podczas gdy trwało to zaledwie kilka dni. Miejscami dziwnie i niefortunnie skonstruowane zdania sprawiały, że nie do końca wiedziałam, o co autorce chodzi. Ale w ogólnym rozrachunku to nie jest zła powieść. Tak, to prosty i schematyczny kryminał, który nie zadowoli fanów gatunku. Jednak dla kogoś, kto dopiero będzie rozpoczynał przygodę z tym typem literatury, Proś o wybaczenie będzie czymś w sam raz.

A na uwagę zasługuje również fakt, że Proś o wybaczenie przydałaby się porządna oprawa – folia z okładki mojego egzemplarza odeszła w całości po dwóch dniach. Jeśli więc jesteście tym typem czytelnika, który dba również o estetykę na regale – przykro mi, ale srogo się rozczarujecie.

Kolejne wakacyjne czytadło? „Proś o wybaczenie” – recenzja książki


Tytuł:
Proś o wybaczenie

Autor: Melinda Leigh

Wydawnictwo: Editio black

Liczba stron: 320

ISBN: 9788328353510

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

„Proś o wybaczenie” to kryminał jakich wiele. Nie znajdziecie tu fajerwerków i zaskakujących zwrotów akcji. Idealny na niezobowiązującą lekturę na plaży, by tylko zająć czymś czas. Zadowoli dopiero raczkujących wśród gatunku, zatwardziałych fanów rozczaruje.
Popbookownik
Popbookownik
Britney była królową popu, a my jesteśmy królowymi i królami popkultury. Nowa recenzja, artykuł czy świeży news? Ups! Zrobiliśmy to znowu! Nie mamy swojego Timberlake’a, ale za to możemy pochwalić się tekstami, które są równie atrakcyjne.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Proś o wybaczenie” to kryminał jakich wiele. Nie znajdziecie tu fajerwerków i zaskakujących zwrotów akcji. Idealny na niezobowiązującą lekturę na plaży, by tylko zająć czymś czas. Zadowoli dopiero raczkujących wśród gatunku, zatwardziałych fanów rozczaruje. Kolejne wakacyjne czytadło? „Proś o wybaczenie” – recenzja książki