Kto z nas nie pragnie przeżycia gorącego uczucia i poznania drugiej połówki? Czasem szukamy jej na siłę, lecz wtedy częściej dopada nas rozczarowanie, że z danej znajomości nic nie wyszło. Kiedy pozwolimy działać losowi, miłość puka zupełnie niespodziewanie do naszych drzwi. Potrzebujemy oparcia, wsparcia drugiej osoby. Ale co zrobić, gdy serce krzyczy Tak!, zaś rozum mówi, że on jest żonaty i nie wolno rozbijać jego rodziny?
Problemy codzienności
Joy Stanford to dziewczyna twardo stąpająca po ziemi i powoli wspinająca się po szczeblach kariery. Jak to w życiu bywa, kiedy otrzymuje wymarzoną pracę w pewnej wytwórni, okazuje się, że jej szefem jest mężczyzna, którego wszyscy się boją. Dziewczyna się jednak nie poddaje i stopniowo zaskarbia sobie jego uznanie, a ich relacja staje się coraz bardziej zażyła. Pewnego dnia Saint, szef dziewczyny przedstawia Joy swego wieloletniego przyjaciela, Josha. Ta z miejsca się w nim zakochuje, ale czy to faktycznie jest uczucie, które przyniesie szczęście i radość? Dziewczyna jeszcze nie wie, że życie już ułożyło dla niej pewną historię, która będzie pełna zwrotów akcji…
Ciekawa historia
Zaczynając lekturę, nie miałam wygórowanych wymagań. Żywiłam jedynie nadzieję, że będzie to lekka historia, którą z przyjemnością przeczytam. Muszę przyznać, że autorka, Jo Winchester, miała dobry pomysł na fabułę. Co mnie w niej zafascynowało? Podział na część dotyczącą przeszłości i tę teraźniejszości. Najbardziej jednak dramatyczny okazał się prolog. Czytelnik ma wrażenie, iż został jakby zawieszony wraz z bohaterką nad przepaścią i odczuwa swego rodzaju niepewność, co za chwilę się wydarzy. Zaś ostatnie zdanie sprawia, iż przez większość lektury odczuwa się pewien niepokój i ciekawość, co musiało spotkać Joy, że ta była gotowa postawić ten dramatyczny krok. Całość utrzymana jest w lekkim tonie, autorka posiada interesujący styl pisania, zaś jej oddanie wydarzeń z reguły jest tak plastyczne, iż ma się wrażenie, iż bierze się osobiście udział w opisywanych wydarzeniach. Na plus przemawia również to, iż w Granicy uczuć w przeważającej ilości występują dialogi, zaś opisy ograniczone są do niezbędnego minimum.
Chciałabym mieć taką przyjaciółkę
Z miejsca polubiłam główną bohaterkę, Joy Stanford. Autorka nie stworzyła tej postaci, idealizując jej wszystkie cechy, nie ma nigdzie wzmianki o tym, że jest super, piękna, wysoka… Wręcz przeciwnie, to zwyczajna dziewczyna, którą każda z nas mogłaby spotkać gdzieś na ulicy. Szczerze mówiąc, chciałabym mieć takiego człowieka u swego boku. Joy jest zawsze gotowa komuś pomóc, chociaż skupia się czasem za bardzo na pracy i karierze i zapomina o całym świecie. Przez całą lekturę kibicowałam jej, trzymałam kciuki, aby wszystko poszło po jej myśli, a w tych najgorszych chwilach chciałam ją przytulić, poklepać po plecach i powiedzieć, że ostatecznie będzie dobrze.
Czy to na pewno erotyk?
Wszędzie Granica uczuć określana jest jako erotyk. Nie wiem, jak inni czytelnicy, ale ja wychodzę z prostego założenia – jeżeli zalicza się daną powieść do powyższego gatunku, to muszą się w niej pojawiać sceny łóżkowe. W omawianym tytule jest ich jak na lekarstwo. Zaliczyłabym tę pozycję raczej do romansu obyczajowego.
Książka liczy sobie czterysta dziewięć stron, jak dla mnie stanowi to idealną ilość. Ale fakt ten stanowiłby plus jedynie w przypadku powieści, które zostały do granic możliwości przemyślane przez twórców , wiedział, co chce w niej zawrzeć. Tutaj do pewnego momentu historię czyta się naprawdę dobrze, nie odnosi się wrażenia, że autorka nie wiedziała, co ma się dalej wydarzyć, więc pisała cokolwiek, byle by było. Jednak gdzieś od połowy czytelnik zaczyna się nudzić, zastanawia się, kiedy to wszystko się zakończy. Zaś kiedy dociera się do końcowych stron, akcja znów biegnie na łeb na szyję. I jak to bywa w tego typu powieściach, zakończenie jest niczym nagle wybuchająca bomba, wbija ono w fotel i sprawia, że miałoby się ochotę sięgnąć po drugi tom.
Mnogość błędów i inne minusy
Pomimo tego, że Granicę uczuć czyta się dość szybko i jest to naprawdę lekka lektura, nie obyło się bez błędów. Pierwszym z nich, i to dość męczącym, było określenie głównej bohaterki. Autorka na początku pisze, że jest ona brunetką, a więc kobietą o czarnych włosach, i informacja ta pozostaje przez kilkadziesiąt stron. I nagle, kiedy już czytelnik się do tego przyzwyczai, raptem pojawia się informacja, że Joy jednak należy do szatynek! A jak wiadomo, osoba taka posiada brązowe włosy.
Innymi dość częstymi błędami są literówki, niepoprawnie odmienione wyrazy albo zbyt duża ilość słów w zdaniu. To sprawia, że w pewnym momencie czytelnikowi odechciewa się lektury. I najważniejszy błąd. Autorka postanowiła z bohaterki uczynić dziewczynę, która na wszystko reaguje jękiem. Mężczyzna ją całuje, a ta jęczy. Joy je coś dobrego i jęczy. Patrzy na obiekt swoich westchnień i znów wydaje z siebie ten znienawidzony odgłos. Naprawdę, jęk można zastąpić słowami…
Podsumowanie
Granica uczuć to z pewnością nie erotyk z mnóstwem scen łóżkowych. Na plus przemawia fakt, iż autorka starała się stworzyć coś oryginalnego, nie opierającego się na schemacie wielu powieści o podobnej tematyce. Książkę tę czyta się dość szybko, chociaż jej akcja jest mocno rwana. Do dopracowania pozostają dość liczne błędy logiczne i stylistyczne.
Tytuł: Granica uczuć
Autor: Jo Winchester
Wydawnictwo: motylewnosie.pl