Tytuł nie napawa optymizmem. Można w sumie uznać, że jest raczej odstraszający. Sięgnęłam jednak po tę książkę ze względu na Dawida Myśliwca (Naukowy Bełkot), który w rozmowie z Karolem Paciorkiem (Imponderabilia) polecał ją z wielkim przekonaniem. A ufam mu na tyle, że bez wahania zagłębiłam się w ten raczej mroczny świat.
Gdzie początek?
Autorem jest Siddhartha Mukherjee — amerykański naukowiec indyjskiego pochodzenia. Jest absolwentem Uniwersytetu Standforda, Oxfordskiego oraz medycznego wydziału Harwarda, specjalizuje się w hematologii i onkologii. Robi wrażenie, prawda? Dlatego zupełnie bez wątpliwości pochłonęłam treść Cesarza wszech chorób. Żałuję jedynie, że tak późno.
Na rynku polskim książka dostępna jest od 2011 roku, zresztą, gdy ukazała się u nas, pisarzowi przyznano nagrodę Pulitzera za to właśnie opracowanie. Dotychczas uważałam, że jakiś medyczny bełkot o najbardziej przerażającej chorobie, która trawi ludzkość, jest jakoś tak… bardzo mi odległa. Jakiż to był błąd!
Mukherjee wyszedł z prostego założenia — jeśli coś poznamy, staje się to mniej przerażające przynajmniej w naszych głowach. Rak wciąż jest okrutną, wykańczającą chorobą, ale jednocześnie można ją choć trochę oswoić.
Dlatego też, wykorzystując swoją wiedzę, ogromne doświadczenie w zawodzie oraz przypadki spotkanych w trakcie praktyki pacjentów, stworzył książkę niesamowicie edukacyjną, pouczającą, ale przede wszystkim przystępną.
Prawdziwa biografia
Od samego początku Mukherjee funduje nam opis niezbyt przyjemnych objawów chorobowych swojej pacjentki, które laikowi nic nie powiedzą. W miarę narracji i rozwijającej się opowieści, kiedy kobieta trafia do szpitala, dowiadujemy się, co jej dolega. I jest to pretekst, aby opowiedzieć o tym, jakie są najstarsze historyczne wzmianki o raku. Autor podaje też przykłady pochodzące z badań archeologicznych, czym w ogóle zaskarbił sobie moją miłość. A potem sukcesywnie zbliża się do współczesności..
W pewnym sensie prowadzi swoją narrację dwutorowo — z jednej strony dostajemy historie o kolejnych pacjentach, ich przejściach, towarzyszących im emocjach, fragmenty wspomnień i wywiadów, a z drugiej Mukherjee wyciąga z mroków dziejów historie o prekursorach badań nad rakiem. Opowiada o przypadkowych odkryciach młodego magistranta chcącego zabarwiać skórę zwierzęcą, o agresywnych XIX-wiecznych operacjach, podczas walki z rakiem piersi usuwano tak ogromną ilość tkanki, że kobiety często traciły mobilność ręki, o Robercie Kochu czy o zbieraniu pieniędzy na pierwsze szpitale onkologiczne.
Dowiadujemy się właściwie o wszystkim i to w formie niesamowicie przystępnej. Zadziwiające z jaką łatwością autor splata tłumaczenie zawiłości medycznych ze stosunkowo prostym językiem, dzięki czemu ktoś taki jak ja zrozumie omawiane w tej książce zagadnienia.
Cesarz wszech chorób naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza, że wielokrotnie odkładałam książki okołonaukowe właśnie ze względu na zbyt spejcalistyczny język, w którym były pisane.
Oczywiście opracowanie Mukherjeego ma też wady, ale chyba największą jest… sama książka. Dosłownie największym, ponieważ trzeba się uzbroić w cierpliwość — zawierająca ponad 600 stron! I jako taka nie jest łatwym do udźwignięcia tomiszczem. Polecam ebooki (dzięki Virtualo!), ta wersja jest zdecydowanie poręczniejsza.
Bardzo żałuję, że nie wzięłam się za Cesarza wcześniej. Polecam ją wszystkim, którzy kiedykolwiek zetknęli się z rakiem lub przeraża ich wizja tej choroby. Co prawda książka może nie uspokoić waszych emocji, ale zdecydowanie pomoże zrozumieć ich źródło.
Zachęcamy do sięgnięcia też po inne ebooki należące do tego gatunku.
Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.
Tytuł: Cesarz wszech chorób. Biografia raka
Autor: Siddhartha Mukherjee
Rozmiar pliku: 3,1 MB
Wydawnictwo: Czarne