Kino familijne jest trochę jak disco polo. Nikt nie słucha, ale wszyscy jakoś znają tytuły i teksty piosenek. Filmy dla całej rodziny kojarzą się zazwyczaj z sielankowym obrazem i łagodną muzyką. Bardzo często są traktowane protekcjonalnie, bo widz z góry zakłada, że nadają się wyłącznie dla dzieci, a dorośli oglądają je jedynie dla swoich pociech. Nic bardziej mylnego! Dobra produkcja powinna być przeznaczona dla całej rodziny, żeby każdy mógł odnaleźć w niej coś dla siebie. Powinna grać na emocjach, a przede wszystkim uczyć i zmuszać do myślenia – wszystkich, niezależenie od wieku. Niestety wraz ze wzrostem liczby nowości kinowych spada też ich jakość. Bardzo łatwo trafić na sztampową pseudokomedię z lukrowanym zakończeniem, która tylko podtrzymuje stereotypy o kinie familijnym.
Jak na tle innych takich ekranizacji wypadła Rodzina od zaraz Seana Andersa? Czy była jednym z tych obrazów, które wnoszą coś do naszego życia czy wręcz przeciwnie, okazała się kinową zapchajdziurą.
Zmiany, zmiany…
Rodzina od zaraz koncentruje się na losach Ellie (Rose Byrne) i Pete’a (Mark Wahlberg), którzy są specjalistami od urządzania przestrzeni domowych. Od bardzo dawna w ich małżeństwie pojawiał się temat dzieci, jednak nigdy nie było odpowiedniego momentu. Czas nie był ich sprzymierzeńcem, więc aby w przyszłości nie wychowywać swoich pociech jako rodzice-dziadkowie, decydują się na przysposobienie dziecka.
Główni bohaterowie trafiają w sam środek skomplikowanego świata adopcji. Wkrótce spotykają troje rodzeństwa, w tym zbuntowaną nastolatkę (Isabela Moner) i w ciągu jednego dnia z bezdzietnej pary stają się rodziną 2+3. Trudno się dziwić, że dzieci początkowo nie chcą zaufać nowym rodzicom. Rodzeństwo ma bowiem za sobą długą drogę – z jednego domu do drugiego, stamtąd do kolejnych.
Oswojenie adopcji
Historia pary z amerykańskiego przedmieścia, która decyduje się na przygarnięcie dziecka mogłaby być żenującą komedią albo wręcz przeciwnie – cukierkowym, wyidealizowanym filmem, w którym fabuła odbiegałaby od rzeczywistości. Na całe szczęście tak nie jest! Sean Anders tworzy słodko-gorzki film zarówno o plusach, jak i minusach adopcji. Podchodzi do tematu odważnie, nie bojąc się unikania trudnych wątków. Porusza kwestie takie jak brak akceptacji pomysłu adopcji ze strony najbliższych, (bo przecież może to być dziecko ćpunki i kryminalisty) czy chociażby chęć powrotu dzieci do biologicznej matki. Ekranizacja stanowi także świetny materiał do analizy dla przyszłych rodziców. Wszystkie wątki, chociaż niełatwe i momentami kontrowersyjne, okraszone są dużą dawką delikatnego humoru. Twórcom nie raz udaje się wywoływać łzy zarówno wzruszenia, jak i szczęścia.
Prawdziwa historia reżysera
Rodzina od zaraz to pełna ciepła komedia, której największym walorem jest autentyczność przedstawionych sytuacji. Wiarygodność jest wynikiem decyzji, jaką jakiś czas temu podjęło małżeństwo Andersów adoptując — podobnie jak w filmie — trójkę rodzeństwa. Jak twierdzi sam reżyser, głównym celem produkcji miało być ukazanie jego życiowych doświadczeń, humoru i wzruszeń. Dzięki temu w całej opowiedzianej historii jest coś, z czym może utożsamiać się właściwie każdy człowiek. Dużo tu dobra i ciepła. A te rzeczy są światu najbardziej potrzebne.
Takich filmów brakuje
Powoli zbliża się zima, więc pewnie coraz więcej wieczorów będziemy chcieli spędzać z najbliższymi przed telewizorami. Będziemy szukać dobrych produkcji, które wciągną każdego, niezależnie od wieku. Niestety bądźmy szczerzy, większość filmów familijnych dotyczy spraw błahych i miałkich, które niewiele wnoszą w życie oglądającego. Na tle takich nijakich historii Rodzina od zaraz to powiew świeżości. Gdy dodamy do tego zabawne dialogi, komiczne sytuacje i bardzo dobrą grę aktorską otrzymujemy świetny obraz dla całej rodziny. Bo tym właśnie jest kino familijne. Niby lekkie, niby zabawne, a są takie produkcje, które pozostawiają emocjonalny ślad na dłużej. Bardzo polecam.
Tytuł oryginalny: Instant Family
Reżyseria: Sean Anders
Rok: 2018
Czas: 1 godzina 59 minut