Co straszy w walijskiej wiosce? „Requiem” – recenzja serialu

-

Wiele filmowych miast i wsi posiada mroczne sekrety. W jednych grasuje niebezpieczny morderca z maczetą, a w innych straszą duchy, okrutnie dzwoniąc łańcuchami. Wszystko to przeważnie kryje się za woalem rodzinnej klątwy lub wydarzenia sprzed lat, które na zawsze zmienia życie mieszkańców w pasmo nieustannych cierpień. Poznajcie zatem kolejną tajemnicę, tym razem  malowniczej walijskiej miejscowości.
A wszystko zaczęło się dwadzieścia trzy lata temu…

Wraz z pojawieniem się głównej bohaterki Matildy (Lydia Wilson) w pewnej niewielkiej walijskiej wioski, do jej mieszkańców powracają traumatyczne wspomnienia sprzed dwudziestu trzech lat, kiedy to doszło do porwania kilkuletniej wówczas dziewczynki imieniem Carys. Od tamtego wydarzenia obywatele funkcjonują w strachu przed nieznanym, starając się zachować pozory normalnego, spokojnego życia, które w momencie pojawienia się kobiety brytyjskiego pochodzenia zostało wywrócone do góry nogami. Na nic się zdadzą ostrzeżenia i sugestie lokalnych władz oraz obywateli, by protagonistka opuściła miasto. Dziewczyna zawzięcie poszukuje prawdy o własnej tożsamości od momentusamobójczej śmierci matki.

Co straszy w walijskiej wiosce? „Requiem” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Requiem”
Zły omen

Przesądy są silnie zakorzenione w świadomości lokalnej społeczności . Wierzy ona w coś nadprzyrodzonego, co przynosi śmierć i zniszczenie. Wszystkie nieprzyjazne znaki na niebie są zapowiedzią nadchodzącego zła. W okolicy dochodzi do niewytłumaczalnych zgonów zwierząt. Gwałtowne podmuchy wiatru złowieszczo huczą, a śmierć kolejnych osób budzi dawne lęki do życia. Mroczne sekrety z przeszłości sprowadzają Matildę do rezydencji, którą w spadku po swoim wujku odziedziczył młody mężczyzna imieniem Nick (James Frecheville). Ingerencja głównej bohaterki w sprawy osobiste mieszkańców stopniowo odsłania ich tajemnice, ukazując drugie oblicze ludzkiej natury. Wszystkie okoliczności towarzyszące pojawieniu się młodej kobiety zagubionej w odmętach własnej tożsamości, zdają się nieuchronnie prowadzić do spełnienia niewypowiedzianej wprost przepowiedni.

Nihil novi

Mimo, że z pozoru serial wygląda na intrygujący i oryginalny, nie do końca taki jest. Oglądając go, można odnieść wrażenie, iż wiele motywów zostało zapożyczonych czy nawet wręcz skopiowanych z innej serii, Dark, która pod koniec zeszłego roku zagościła na Netflixie. Już sama czołówka wywołuje skojarzenia ze znajomym obrazem. W nim także przenosimy się do małego miasteczka, gdzie doszło do zniknięcia dziecka oraz które skrywa przerażającą tajemnicę. Wątki w nim poruszane również związane są z dramatycznymi wydarzeniami z przeszłości. Podobnie sytuacja wygląda z charakterystyką poszczególnych postaci. Wobec tylu podobieństw i analogii ciężko oprzeć się wrażeniu, iż Requiem to brytyjska odpowiedź na obraz Barana bo Odara. Owa pokrewność nadaje sześcioodcinkowej produkcji wtórnego charakteru.

Co straszy w walijskiej wiosce? „Requiem” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Requiem”
Nie taki diabeł straszny

Oprócz wspomnianych podobieństw w serialu można znaleźć jeszcze kilka innych słabych punktów. Powolne tempo akcji, która zostaje mocno rozwleczona w czasie, sprawia, iż produkcja staje się mocno nużąca, jak bajka puszczana dziecku na dobranoc. I nawet całkiem niezła gra aktorska głównej bohaterki nie jest w stanie ożywić umysłu i wprawić go w stan wzmożonej uwagi. Równie dobrze zamiast sześcioodcinkowej produkcji można by z tego zrobić dwugodzinny film, nie pomijając żadnych ważnych elementów w niej przedstawionych. Innym mankamentem są powierzchownie zrealizowane wątki. Przeciętny serialowy widz w natłoku poruszanych aspektów, bez gruntownego wyjaśnienia, które jest sprawą niezbędną w tym całym chaosie, może poczuć się zagubiony, przez co jego motywacja do wytrwałego oglądania maleje z każdym kolejnym odcinkiem.

Rozwikłać zagadkę

Każdy serial posiada plusy i minusy. Żeby nie zalać nowego obrazu Netflixa wyłącznie falą krytyki, poświęcę część rozważań nad wypunktowaniem jego jaśniejszych stron. Warto odnotować, iż kilka kontekstów fabularnych zostało całkiem zgrabnie poprowadzonych. Połączenie rozgrywanych wydarzeń z ezoteryką oraz czarną magią i nadanie im częściowo retrospektywnej narracji działa na korzyść Requiem. Bohaterowie zostają wplątani w szereg enigmatycznych sytuacji, których źródeł należy doszukiwać się w przeszłości. Rodzą się zatem niewyjaśnione pytania, absorbujące uwagę odbiorców i wciągające ich w poszukiwanie rozwiązania zagadki.

Marcin Panuś
Marcin Panuś
Zafascynowany horrorem od najmłodszych lat. Twierdzi, że pierwszy film grozy obejrzał już w wieku sześciu lat. Wierny fan Freddy’ego Kruegera. Od postmodernistycznego kina woli stare dobre produkcje klasy B. Typ aktywisty i sportowca, z milionem pomysłów na siebie. Ceni sobie szczerość i otwartość u ludzi oraz bliższe relacje z innymi. Stawia na samorealizację poprzez zainteresowania i pasje. Może kariery badmintonisty nie zrobi, ale ma zadatki by być dobrym pedagogiem. W wolnym czasie lubi zagłębiać się w poezji. Wciąż podtrzymuje obietnicę, że kiedyś wyda swój skromny tomik.

Inne artykuły tego redaktora

1 komentarz

Popularne w tym tygodniu